franz kafka na ostrej czopce, po małej dawce laudanum - tak żeby nie do końca czuwać, ale też nie zasnąć - przepisuje na własną modłę dwie alicje w krainie marów..
wybitne kino eksploatacji z figurą dorosłego w roli opiekuńczego oprawcy, celowo niedoświetloną rzeczywistością w roli mobiusowej wstęgi, niewidzialną ręką handlu w roli mistrza ceremonii, mistrzem ceremonii w roli wróżki zębuszki, czarnym rademenesem w roli strażnika krypty, językiem angielskim który brzmi jak niemiecki i aparatem śliniaczo-ściągająco-dentystycznym jak z ostatniego pokazu najnowszej kolekcji spółki mantle und mantle company.
poza tym zastanawia mnie relacja.. o ile w takim np. Peterze Von Kuncie ozona podział ról związkowych był w miarę jasny i prosty - po jednej stronie sadysta, po drugiej masochista i wzajemna wymiana energii między nimi - tu nic nie jest proste, tu każdy jest każdym: i sadystą, i masochistą, i kobietą, i mężczyzną, i katem, i ofiarą, i świętym janem od krzyża.
i jak na ironię tutaj jest hollywoodzki happy end, a w filmie ozona go nie ma!
re:a.sumując: transowe i niejednoznaczne kino obsesyjno-kompulsywne do wielokrotnego smakowania.