Nie ma tu zbędnego patosu "niezwykłej" armii USA, nie ma żołnierzy typu Rambo o nadludzkich siłach i zdolnościach koszących wroga bez zadrapań. Dzięki temu jest trochę więcej realizmu i całkiem dobrze opowiedziana historia. Polecam...
Film jest dwupłaszczyznowy.
Pierwsza płaszczyzna to film o amerykańskiej armii. Ta część jest zwyczajnie słaba. Amerykańscy chłopcy to samce wyciskające sztangi, z kapiącym testosteronem i myślące o dwóch rzeczach: doopach i zabijaniu. Porozumiewają się zdaniami góra trzyzdaniowymi, z czego połowa to oczywiście doopy. Albo karabiny. Po bazie jeżdżą czołgi niczym na Marszałkowskiej. Szeregowi wystraszani, sierżanci spięci a oficerowie pewni siebie i totalnie wyluzowani.
Druga płaszczyzna to "walka" żołnierzy na płaszczyźnie cywilnej. Tu już mniej sztampy i naprawdę fajnie pokazany bezsens wojny. gdzie walka sprowadza się do odbudowania ujęcia wody, gdzie nie ma ku temu warunków. Bo jedni cywile chcą, drudzy nie chcą tu szyci, tu sunnici i wokoło sama nienawiść. I cokolwiek się zrobi, zawsze będzie źle. I gdy okazuje się że już jest dobrze to robi się paskudnie źle.
Film szału nie robi, ale jest to dobra pozycja na odpoczynek od kinowej papki.
Z drugą płaszczyzną się zgadzam,z pierwszą nie.Amerykańscy chłopcyPolscy,Niemieccy,Rosyjscy itd. to w większości samce naładowane testosteronem szczególnie zaś w koszarach i na polu walki.Sztanga ma to trochę rozładować/w cywilu zresztą też/a trochę zająć czas i myśli.Po bazie jechały czołgi do akcji lub dla alokacji a nie o tak....Szeregowi wobec przełożonych zawsze są wystraszeni,bo co mają do powiedzenia?W każdej armii oficerowie są pewni siebie/powinni być!/i wyluzowani szczególnie w bazie.....
Na pytanie w takiej formie odpowiem krótko i na temat: "a bo przeszłem całe Call of Duty a w CounterStrike lubię strzelać z karabina"