Gęste, intensywne kino. Dwie godziny znakomicie utrzymywanego napięcia. Nawet kiedy zbyt wiele wiemy, by mogło być wciąż silne, nadal z fascynacją podąża się za kamerą, za plecami tego antybohatera, egocentryka i samotnika. Świetny dramat o tym, w jaki sposób potrafimy zamknąć się w klatce neuroz i uprzedzeń. Ale to również obraz bardzo surowego otoczenia, w którym każda relacja wystawiona jest na próbę, a finalnie – praktycznie wszystko zmierza ku katastrofie. Istotne są detale. Ciągle spocone twarz i kark bohatera. To, w jaki sposób pracuje tu filmowo jego ciało. Plus ta nieznośna, zintensyfikowana osobność. Bardzo dobre kino o samowykluczeniu. Ale i o tym, czym jest wrastanie w wyobcowanie.